wtorek, 13 lipca 2010

Oslo here I come...

Teraz jedziemy już w kierunku Oslo, i choć długa droga przed nami to jadę z uśmiechem na twarzy, szczęśliwy, że zobaczyłem tyle pięknych rzeczy, z drugiej zaś strony szczęśliwy, że wracam już domu. Ale zanim powrót, jeszcze zawitam na dwa dni do Oslo.

Miasto to zamieszkuje około 600 tyś. osób, ok. 450 kilometrów kwadratowych powierzchni. Główna dzielnica Aker Brygge położona w części portowej miasta z jednej strony przyciąga pięknymi widokami i wspaniałą architekturą, z drugiej zaś odstrasza horendalnymi cenami. Nie zmienia to jednak faktu, że co roku przybywa tu mnóstwo turystów, którzy podziwiają tą metropolię i korzystają z dóbr, które oferuje.

Oslo oferuje wiele atrakcji, poczynając od możliwości zwiedzania sali, gdzie co roku wręczane są nagrody Nobla, liczne muzea, Park Rzeźb Vigelanda, możliwość wjazdu na nowo-wyremontowaną skocznię narciarską w Holmenkollen, po Muzeum Muncha, gdzie wiszą obrazy twórczości Edwarda Muncha, m.in. "Krzyk". Te oraz wiele innych atrakcji można śmiało zaliczyć w ciągu 2- dniowego pobytu, a dostać się można w każde z tych miejsc korzystając z metra. Sieć komunikacyjna jest tu bardzo dobrze rozwinięta. Prócz metra kursują tu również tramwaje oraz autobusy.

Miasto zamieszkuje bardzo dużo obcokrajowców różnej narodowości. Co roku rząd norweski wysyła do różnych krajów europy prośbę o zapotrzebowanie w siłę robotniczą, za co oferują bardzo dobre zarobki oraz warunki socjalne.

Mieszkam w hostelu, położonym na wzgórzu, z którego widać piękną panoramę na miasto. Hostel choć jest na uboczu posiada świetne połączenie komunikacyjne z centrum, gdyż spacer do stacji metra zajmuje około 10 min, a metro do centrum to kolejne 10 min drogi.

Chcę jeszcze napomknąć o sieci tuneli, które pełnią funkcję obwodnic miasta. Byłem wręcz, nie wiem - zachwycony, nie mogłem uwierzyć w to, jak Norwegowie radzą sobie z ruchem ulicznym.
Obecnie w mieście funkcjonuje już mnóstwo tuneli, które rozładowują korki w centrum miasta, sieć "Ringów" czyli obwodnic, dzięki którym dosłownie chwilę zajmuje dojazd do każdej części Oslo. Obecnie miasto opracowało plan i już ruszyło z budową kolejnych tuneli, dzięki którym za kilka lat nie będzie ani jednego samochodu w centrum, cały ruch będzie skierowany pod ziemię.

Ok, koniec tego zachwalania - idę zwiedzać dalej!




piątek, 9 lipca 2010

Kaupanger - Gudvangen ferry.

Znów płyniemy promem. I są tak piękne widoki, że ciężko to opisać, mewy latają, morświny pływają, foki wypoczywają na skałkach...




Geiranger, najpiękniejszy fiord na świecie.

Musiałem poświęcić temu osobnego posta. Mam dużo zdjęć, bo tylko one mogą oddać to, co widziałem. Spójrzcie na to!!!

środa, 7 lipca 2010

Dombas, Dove, Geiranger, Trollstigen, Trollveggen, Ovreveggen

Dzisiaj jedziemy już do Dombas, miasteczka położonego w malowniczej dolinie Romsdallen w jak dla mnie najpiękniejszym paśmie gór Dovre. Stamtąd można już śmiało jechać pod Ścianę Trolli, na Drabinę Trolli oraz Drogę Orłów.

Zaraz dojedziemy na miejsce, pierwszy punkt – Ściana Trolli (Trollveggen) - najtrudniejsza ściana wspinaczkowa w północnej Europie.

Ponad 1700m. n.p.m. Szczyt zdobyty po raz pierwszy w 1965 roku. Skakano tu też ze spadochronu. Zdarzyły się również wypadki śmiertelne, dlatego w tej chwili skakanie ze spadochronu jest tu zabronione. Obok stacja kolei Raumbannen, której trasa biegnie przez najpiękniejsze miejsca Norwegii. Dalej droga prowadzi na Drogę Trolli, pionowa ściana z 11 serpentynowymi zakrętami,

które trzeba pokonać, bo dostać się na szczyt i przejechać dalej do miejscowości Geiranger. Zaraz przy Drodze Trolli znajduje się jedyny na świecie unikatowy znak drogowy "UwagaTrolle".

Cała Norwegia słynie i kojarzona jest z Trollami. Trolle to małe zwierzątka, które są wytworem wyobraźni mieszkańców Norwegii sprzed lat. To mit o małych zwierzątkach, które mieszkając w lesie ukrywają się przed promieniami słońca, które zamieniają stwory w kamień. Oczywiście w każdym punkcie z pamiątkami można zakupić sobie miniaturową statuetkę Trolla.

Uff - wjechaliśmy. Udało się pokonać 11 serpentyn, choć nie było łatwo. Kierowca musiał się trochę "napocić", aby zmieścić się w każdym z niebezpiecznych zakrętów. Piękny widok z góry, naprawdę piękny :)


Svartisen - lodowiec Norwegii...

Witajcie, dzisiaj dzień pełen wrażeń, ponieważ wybieramy się w wędrówkę pod jęzor lodowca. Aby się tam jednak dostać, musimy skorzystać z usług starszego norwega, który swoją starą krypą zabierze nas w rejs po jeziorze polodowcowym. Płynęliśmy 20 min, tyle trwa przepłynięcie 2,5 km jeziorem. Wszyscy przygotowani na ostre wspinaczki, wyposażeni w specjalistyczne buty, ciepłe ubrania udaliśmy się w drogę, mijamy piękny wodospad z wodą koloru mętnie-białego. To woda z lodowca, zimna, rwąca i uformowana w kilka wodospadów rzeka. Widok niezapomniany, kolor lodowca oraz skał, które mu towarzyszą to niezapomniane połączenie kolorów. Jest ogromny i słychać jak pracuje – dochodzą z jego wnętrza takie trzaski. Nie wiem, co jeszcze mogę o tym powiedzieć – oceńcie sami!

Czas wracać do Røssvoll i jechać dalej, do miasteczka Steinkjer, gdzie będziemy nocować w hotelu letnim. Ponieważ hotel nie praktykuje śniadań, zabezpieczyli specjalnie dla nas lodówki w każdej z nich można znaleźć 2 opakowania chleba, 3 pomidory, ogórek zielony, 6 pasztecików, pudełko jajek, 2 kartony mleka, karton soku pomarańczowego, butelka dżemu malinowego, masło oraz niezastąpiony i niezbędny element każdego norweskiego śniadania – pasta kawiorowa w tubce (bardzo smaczna z resztą!). Oprócz tego opakowanie kawy dla każdego pokoju. Uważam, że ten sposób podania śniadania jest równie satysfakcjonujący jak podanie bufetu szwedzkiego. Każdy najadł się do woli, a nawet jeszcze zostało!

Prom, Tysfjord, E6, Skarbarget, Bognes...



Dziś kolejny dzień zachwytów, planowana trasa biegnie dalej przez ogromne, zapierające dech w piersiach fiordy. Dziś pierwsza przeprawa promowa przez Tysfjord, gdzie droga zwyczajnie się ucina i nie ma innej możliwości dostania się na drugą stronę. Na prom mieści się kilkanaście aut oraz kilka autokarów. Prom kursuje co 45 min i przewozi dziennie mnóstwo osób chcących podróżować dalej na południe kraju. Płyniemy z Skarberget do miejscowości Bognes. Musimy jednak poczekać 30 min na następny, większy prom, który widać już w oddali.
W dalszym ciągu korzystamy z krajowej drogi E6.
Stwierdziłem, że napisze jeszcze trochę o promie, którym właśnie płyniemy. Wypłynęliśmy o 13.15, czyli zajęło to jakieś 45 min od momentu podjazdu do bazy promowej. Statek, którym płyniemy to bardzo prymitywna jednostka, nie ma na niej nic prócz małej salki z kilkoma fotelami oraz pokładu samochodowego. Można wyjść na górny pokład by popatrzyć na morze i fiordy. Przeprawa trwa dokładnie 25 minut i już dopływamy do Bognes.

I już zaczynają się kręte drogi, które wspinają się aż na kilkaset metrów ponad poziom morza, z góry widzę fiordy
, które robią niesamowite, niezapomniane wrażenie. Popsuła się pogoda, zaczęło padać – szkoda, bo widoki mogłyby być jeszcze piękniejsze. Dojeżdżamy do Røssvoll, miejscowości położonej malowniczo na piękną turkusowo-wodną rzeką. To najlepsza baza wypadowa na lodowiec Svartisen.

Narvik!!!!

Dalej trasa biegnie do Narviku szlakiem II Wojny Światowej, gdzie nasze wojska walczyły o wolność Norewgii. Nigdy nie przypuszczałem, że droga może przebiegać przez tak piękne tereny.
Autostrada arktyczna, bo tak właśnie się nazywa ta trasa przebiega u samych podnóży największych i najgłębszych fiordów Norwegii. Na dnie jednego z nich leżą zatopione polskie okręty „Grom” i „Błyskawica” walczące podczas II W.Ś. Żołnierze, którzy walczyli i polegli w Narviku pochowani zostali na Cmentarzu w Anchenes, gdzie na ich cześć postawiony został pomnik
z ich nazwiskami. Na wprost miejsca, dokładnie, tam gdzie zatopione zostały polskie okręty stoi kolejny pomnik oraz polskie, biało-czerwone wstęgi. Całą historię można prześledzić udając się do Muzeum II Wojny Światowej w Narviku, prowadzonego przez Czerwony Krzyż. Cały dochód z biletów wstępu idzie również na cele związane z działalnością Czerwonego Krzyża.